Bieszczady z dziećmi cz.1
Długość wycieczki: 3 dni
Odległość od Krakowa: 4 godziny
Bieszczady to dla mnie podróż sentymentalna. Jako dziecko jeździłam z dziadkami do Kalnicy, gdzie co roku spotkała się grupa 60-latków, wieloletnich przyjaciół, żeby razem chodzić po połoninach i grać w kraty. Dzięki nim w wieku 7 lat byłam fanem kanasty i tysiąca. Pamiętam spacery po lesie i wzdłuż rzeki, naszą wyprawę na Smerek, kiedy zgubiliśmy drogę i musieliśmy trzymać się drzew, żeby wrócić na szlak, wypał drewna i kałuże, których nie dało się obejść. Zapach lasu po deszczu, bo szczerze mówiąc nie pamiętam wyjazdów ze słoneczną pogodą, raczej takie, gdzie chodziliśmy przemoczeni i suszyliśmy buty na kolejne wyjścia.
W tym roku, z racji, że dziewczynki są już większe i zaprawione w wędrówkach po dolinach podkrakowskich i w Tatrach, chcieliśmy z nimi pochodzić w Bieszczadach. Trzy tygodnie przed wyjazdem złamałam mały palec u nogi i chociaż bardzo bym chciała by było inaczej, musieliśmy
postawić, na inne atrakcje i bardzo krótkie trasy. Opis tych trzech dni to plan, który można zrealizować z dzieckiem w każdym wieku i dorosłym ze sprawnymi dziewięcioma palcami w nóg.
Dzień 1
Wybraliśmy cudowne miejsce na nocleg, otwarte w 2019 roku z przemiłym gospodarzami. Szumilove domki w Baligrodzie są same w sobie świetna atrakcją dla dzieciaków. Sąsiedztwo rzeki, gdzie jak Pani mówiła buduje się tamy i woda jest do kostek, musiałam jej uwierzyć na słowo, gdyż nas zastała rwąca, wezbrana, górska rzeka. Szumilove ma kreatywne atrakcje dla dzieci, grę w kółko i krzyżyk kamieniami, klasy, oprócz tego hamak i huśtawki, czy miejsce na grilla i ruską banie. Same domki są nowocześnie urządzone, maja kozę do palenia, która nawet pod koniec czerwca przydaje się do wysuszenia 10 par butów. Taki urok Bieszczad.
W pierwszy dzień postanowiliśmy podjechać na Ruiny Zamku Sobień z widokiem na San. Sam zamek leży na wzgórzu i jest otoczony lasem. Na szczycie zostały już tylko fragmenty murów, wspinając się po drewnianych schodkach znajdziemy też platformę widokową na rzekę San. Po drodze do domków podjechaliśmy do centrum Baligrodu. Zdjęcie z czołgiem było
obowiązkowym punktem, szczególnie dla Janka. W Baligrodzie stoi T-34/85 upamiętniający wyzwolenie Baligrodu w 44 roku przez Armię Czerwoną.
Ciekawostka: oryginalnie stał tam czołg T-70, ale gdy odkryto, że jest to jedyny egzemplarz tego czołgu w Polsce został on przeniesiony do Poznania.
Wracając do wspomnień z dzieciństwa postanowiłam zabrać Janka i resztę ekipy na Wypał Drewna u Zygmunta Fukiera w Lipowcach. Dojście do samego wypału nie jest trudne, ale po trzech tygodniach ulewnych deszczy, przedzieraliśmy się przez strumyki i kałuże. Sam Zygmunt Fukier w dzień kiedy go odwiedziliśmy musiał wygasić piece i jak przyznał „w taką pogodę to tylko napić się trzeba i nic więcej”. Retorty robią wrażenie na małych podróżnikach, w końcu to ostatnie z 10 takich wypałów w Bieszczadach. Janek miał okazję wejść do takiego retortu i oglądnąć go od środka. Zapach wypalonego drewna wymieszany z parującym lasem – magia. O historii i
sposobie wypału poczytaliśmy w domu, bo Pan Zygmunt bardziej zainteresowany był sposobem na „srebro” na głowie mojego męża i tym jak to się dzieje, ze rodzą się bliźniaki niż opowiadaniem nam o swojej pracy. Naprzeciwko wypału jest punkt widokowy (trzeba tylko przejść przez ulicę). Widoki były tego dnia marne, ale klimat i powietrze cudowne.
Dzień 2
Plan na dzień drugi zakładał trochę więcej chodzenia, postanowiliśmy wybrać się do Zagrody Żubrów w Mucznem i na Torfowisko Tarnawa. Zagroda Żubrów w Mucznem jest bezpłatna i można w niej obejrzeć żubry w naturalnym środowisku. Na terenie leśnictwa są platformy
widokowe, pod które podchodzą żubry. My akurat najciekawszy okaz spotkaliśmy przy drodze wracając z torfowiska. Pasł się w rowie metr od auta, takie sytuacje podobno często zdarzają pomimo zabezpieczeń w zagrodzie. Sama zagroda jest niewielka, a oglądanie żubrów nie zajmie
więcej niż pół godziny. Nam bardzo się podobało.
Torfowisko Tarnawa to świetna propozycja na spacery z dziećmi. Sam dojazd jest lekkim wyzwaniem i jak lubicie bardzo zawieszenie w swoich autach, to możecie zastanowić się czy jednak tam się wybrać. Na końcu Polski, bo po drugiej stronie drogi, którą będziecie jechać jest już Ukraina, znajduje się torfowisko Tarnawa. Na miejscu jest parking i dwie ścieżki, jedna krótsza, to ta z drewnianymi kładkami, oraz dłuższa, przedzielona od parkingu potokiem. Obie malownicze, z ciekawą roślinnością, sporo borówek, brusznic, mchów oraz motylków i jaszczurek. Samo Torfowisko znajduje się koło Tarnawy Niżnej, gdzie w starych zakładach Iglopolu (PGRy) znajdują się stadniny koni huculskich. Można umówić się na jazdę konna, przejazd bryczką, a w zimie na kulig. Tereny Torfowiska to obszar najbardziej wysunięty na południowy wschód Polski, nazywany jest bieszczadzkim workiem. Jest on praktycznie wyludniony, tylko w Mucznem i Tarnawie Niżnej są jeszcze mieszkańcy.
Intensywny dzień kończymy, obiadem w kultowym miejscu, czyli Chacie Wędrowca w Wetlinie. Miejsce, które powstało z miłości do połonin i Bieszczad. Najbardziej znany w Chacie Wędrowca jest Naleśnik Gigant, który jest Certyfikowanym Produktem Lokalnym, takiego racucho-naleśnika nie znajdziecie nigdzie indziej. Wielki racuch, masa jagód i śmietana słodka to mieszanka, która sprawi, ze wrócicie tutaj nie raz. Dodatkowo w Chacie jest sklep z piwami i winami z okolic,
znajdziecie ciekawe pozycje ze Słowacji, Czech, Podkarpacia.