Beskid Śląski cz.2
Dojazd z Krakowa: 2 godz
Dzień 2
Chlebowa Chata Brenna
Slow day zaczynamy czarną kawą na tarasie, kąpielą w bali i zabawami z dzieciakami. Postanowiliśmy w ten dzień podjechać do stadniny koni huculskich w Brennej.
Pięknie położona stadnina, w okresie wakacyjnym wymaga wcześniejszej rezerwacji jazdy konnej, więc tym razem pokarmiliśmy koniki, zaglądnęliśmy do stajni i pojechaliśmy prosto do Chlebowej Chaty https://www.chlebowachata.pl/. To prywatny skansen wyrobu chleba, znajdziecie tam stary młyn, pomieszczenia gospodarcze i stodołę z zabytkowym czerwonym Ursusem. Skansen zrobił na nas ogromne wrażenie, załapaliśmy się też na pieczenie podpłomyków. Dzieci zrobiły je same i włożyły do pieca. Na miejscu można napić się domowego kompotu, zjeść chleb ze smalcem, czy skosztować kawy zbożowej. Są też tradycyjne dania, czy też zupy gotowane przez właścicieli skansenu. Na terenie chlebowej chaty znajdziemy domowe zwierzątka, króliczki i kozy, karmienie ich koniczyną zajęło nam sporą część wycieczki. Zwiedzanie chlebowej chaty odbywa się po wcześniejszym umówieniu się przez telefon. My byliśmy o 12:00 w południe, sami przeszliśmy przez budynki i młyn, a potem z gospodarzem piekliśmy podpłomyki. Po zwiedzaniu, karmieniu zwierząt, ciepłe podpłomyki, kompot i domowy chleb, smakowały wspaniale.
Przystań Wodna Hołcyna
Z Domu Chleba podjechaliśmy na rowerki wodne do Przystani Wodnej w Hołcynie. Sama nie byłam przekonana do tej atrakcji, rowerki pamiętające czasy mojej babci, przystań na rzece i trójka moich szogunów, to nie wydawało się być dobrym pomysłem. Okazało się jednak, że było to bardzo przyjemne doświadczenie, rowerki faktycznie mogłyby stanąć w skansenie, ale chłód rzeki i fakt, że przystań miała jakieś 30 cm głębokości, spowodował, że wszyscy świetnie się bawiliśmy. Myślę, że pół godziny to wystarczający czas, żeby przepłynąć ten zbiornik jakieś 4 razy: z czego raz zwiadowczy, raz goniąc kaczki, raz gubiąc kota (przytulankę jednej z bliźniaczek) i raz szukając kota razem z całą załogą przystani. Kot został szczęśliwie wyłowiony, można było wracać do domku na leniwe popołudnie, ognisko i pieczone ziemniaki.
Coś dla biegaczy:
Hala Jaworowa
Od dwóch lat, trochę biegamy i jak mamy tylko okazję to podczas wyjazdów, też staramy się znaleźć nowe tasy. Ponieważ byliśmy ze znajomymi, zorganizowaliśmy dwa wypady na ‚biegi’ po górkach. Chłopakom udało się dotrzeć do Hali Jaworowej, wyruszyli zaraz przy naszym domku, przebiegli rzekę i za GPS kierowali się pionowo w górę. Sam bieg był bardziej ciągłym wspinaniem się, bo okazało się że jest tam 500 m przewyższenia. Ja i moja przyjaciółka na drugi dzień rano chciałyśmy zrobić to samo, ale zgubiłyśmy drogę i trafiliśmy na wzniesienie z widokiem na Stary Groń. Poniżej zdjęcia z naszych biegów, czasem warto się pomęczyć.
Dzień 3
Szyndzielnia
W ostatni dzień wybraliśmy się na Szyndzielnię. Jest tam kolejka gondolowa, która dociera na szczyt. Jak szukacie trasy w Google Maps sprawdźcie, czy wpisaliście stację kolejki, my najpierw dojechaliśmy pod wejście na szlak w Bystrej. Żeby dotrzeć do gondoli trzeba dojechać na parking Szyndzielnia koło ronda przy ulicy Armii Krajowej w Bielsku-Białej. Z parkingu idzie się jakieś 15 minut (1,5 km) pod stację kolejki. W połowie drogi jest tor saneczkowy Słoneczna Polana, którego nie można pominąć, przynajmniej nam się nie udało, bo dzieci chciały pozjeżdżać. Stacja kolejki wyjeżdża na szczyt, który jest położony trochę poniżej Schroniska PTTK na Szyndzielni. Na stacji górnej jest wieża widokowa z panoramą. Idąc szlakiem w górę dochodzimy do schroniska, skąd możemy udać się na Klimczok (30 min marszu szczytem). My tym razem odpuściliśmy, mieliśmy za sobą aktywny weekend, zbierało się na burzę i bliźniaczki miały dosyć samodzielnego trekkingu. Wrócimy tu kiedyś, na ciasto z owocami i alkoholem, które jest specjalnością w schronisku na Klimczoku i polecał nam je właściciel willi w Brennej.