Długość wycieczki: 3 dni
Odległość od Krakowa: 4 godziny
Dzień 3
Trzeciego dnia mamy szansę na trochę słońca, wiec plan mamy ambitny. Zaczynamy od Kolejki Bieszczadzkiej, która zamawiamy już tydzień przed wyjazdem. Na stronie https://kolejka.bieszczady.pl najlepiej sprawdzić w jakich dniach i godzinach oraz z jakich przystanków kursuje kolejka w danym dniu. Kolejka cieszy się dużą popularnością szczególnie w lecie, wiec najlepiej zarezerwować bilety przez internet. Kolejka ma główny peron w Majdanie koło Cisnej, a trasy przejazdowe dochodzą do Przysłupia lub Balnicy. Sama stacja Główna jest ciekawa i można w niej zobaczyć stare kolejki i zabytkowe budynki. Sam przejazd trwa około 2 godziny, trasa jest malownicza, a sama kolejka stanowi atrakcje dla maluchów. W Przysłupiu kolejka zatrzymuje się na 30 min, w sumie to w szczerym polu. Są natomiast 3 czy 4 kramiki i jeden sklep, polecam zakupić od pana ze straganu chleb ze smalcem z borowikami i drożdżówki z jagodami!
Pogoda podczas tego wyjazdu była na tyle kapryśna, ze po kolejce złapała nas kolejna ulewa. Wróciliśmy do domku na lunch i postanowiliśmy podjechać nad jezioro Myczkowskie. Łączy się z nim pewna miłosna historia, bez której by mnie chyba nie było na świecie, w każdym bądź razie
na hasło jezioro Myczkowskie u mnie w rodzinie pojawiają się wielkie uśmiechy na twarzy i każdy opowiada swoją wersje wydarzeń. Samo jezioro nie wyróżnia się za bardzo, aktualnie można znaleźć sporo zdjęć w sieci, gdzie na jednym z brzegów zrobione jest serce z krzewów. Serce widoczne jest z parkingu, który mija się jadąc z Myczkowiec do Soliny. Z parking można zejść na pomost albo podziwiać widok na serce. Powstało jako dowód miłości męża do tragicznie zmarłej żony.
Prosto znad jeziora Myczkowskiego pojechaliśmy na zaporę w Solinie. Chcieliśmy przejść na druga stronę, ale w połowie drogi złapała nas burza i musieliśmy uciekać. Dzieci bardzo cieszył deszcz i wielkie ryby, które obserwowały z zapory.
Na wieczór znowu wyszło słońce, wiec dzień zakończyliśmy w Polańczyku na rowerkach wodnych. Poza rowerkami, można też wykupić rejs statkiem czy żaglówką. Pomimo tego, że pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie, dzień należał do bardzo aktywnych i udanych.
Na pożegnanie dostaliśmy jeszcze domowej roboty proziaki od naszych gospodarzy w Szumilowych domkach, co było idealnym zakończeniem bieszczadzkiego dnia.
Dzień 4
Prosto z Bieszczad, jechaliśmy na Chorwację, dlatego w ostatni dzień zaplanowaliśmy tylko wizytę w Wiejskim Zoo w Polańczyku www.wiejskiezoo.pl. To miejsce, w którym każde dziecko będzie szczęśliwe. Są tam zagrody ze zwierzątkami (króliki, cielak, kozy, owce, nutrie, osioł, pawie, bażanty czy koń). Przy wejściu można wykupić karmę dla zwierząt i nakarmić czy pogłaskać zwierzątka. W Wiejskim Zoo znajdziecie też olbrzymi plac zabaw, park linowy, staw czy dmuchane pontony. Można wydoić sztuczną krowę, strzelać z procy angry birdsem czy zerknąć na warzywny ogródek. Można przejechać się na kucyku i przejść zielony labirynt. Nasze dzieci były zachwycone i bawiły się doskonale, obsługa w parku jest bardzo miła. Ja takie miejsca odwiedzam z samego rana, żeby uniknąć tłumów, tym razem o 9:00 rano byliśmy pierwsi na karmieniu zwierzaków.